Boże, jak tu pusto. Aż się echo niesie... esie... esie... O.O No ale cóż, pierwsza gimbazy, łatwo nie jest, no i trochę odpoczynku też mi się chyba należy .___.
No więc witam serdecznie wszystkich zgromadzonych. Dziś mamy 11 grudnia, co oznacza, że to już jakieś 2 tygodnie mojego uzależnienia od Bleacha, wyżarłam kalendarz adwentowy 13 dni za wcześnie, za 4 dni mam sprawdzian z wosu oraz dzisiaj mijają 23 dni od publikacji ostatniego posta. Chyba przydałoby się coś napisać, nie? Ale już prawie przysypiam, więc raczej to co bym naskrobała nie miałoby większego sensu >.> Postanowiłam więc wrzucić one-shota napisanego już jakiś miesiąc temu, podczas mojej ekscytacji Toradorą!. :3 Och, niewiele było anime, które tak przeżyłam T^T Myślałam, że na końcu się zesram tęczą xd Ale jak to zwykle bywa, w pierwszą noc po obejrzeniu w mojej głowie pojawił się pomysł co by było, gdyby to skończyło się inaczej? Musicie jednak wiedzieć, że po północy mój mózg miewa dość... delikatnie mówiąc dziwne wizje... Raz napisał prawie całą drugą serię Danganronpa the Animation oraz kontynuację Fullmetal Alchemist .__. Tym razem jednak udało mu się wymyślić coś fajnego, co potem rozbudowywałam i w końcu, powolutku, wyłaniała się z tego cała, bardzo dołująca historia. Następnego dnia usiadłam do kompa i pisałam to przez dobrych pare godzin ;D Mimo, że zajęło to tylko 3 strony w wordzie oraz jeden akapit to najczęściej 3-4 zdania, (miejscami jedno, a część to cytat który tak idealnie wpasował mi się w fabułę, że musiałam go gdzieś wcisnąć, to strasznie długo to pisałam >.> nie przez brak weny, jej akurat miałam pod dostatkiem. Ale ogromnie trudno było to napisać, więc wybaczcie mi początkowy fragment, który mimo 3 podejść, dalej wydaje mi się taki... nieopracowany .__.
Osoby które oglądały Toradorę! (to się odmienia? o.O) na pewno szybko załapią, kto jest kim. A te które nie oglądały, powinny, bo to świetny romans a przede wszystkim genialna komedia, przy której zaplułam laptopa, bo piłam i zaczęłam się śmiać jak głupia do sera. xd tak ogólnie to dziwię się, że ten grat jeszcze działa, bo zaplułam go też na Bleachu (kiedy ogarnęłam, że do Ishidy podkłada głos ten sam gość, co do Sasuke O.O) oraz wysypałam na klawiaturę musli >.>
Cóż więcej mogę powiedzieć? Mam nadzieję, że się wam spodoba. Weźcie jednak pod uwagę, że to moje pierwsze tego typu "dzieło" więc idealne nie będzie :/ będę wdzięczna za jakieś porady i wskazówki, jak pisać lepiej ;)
właśnie, znalazłam kolejny świetny zespół! *u* Seether <3 jeśli kogoś to interesuje, to tu są różne fajne piosenki ;)
Czekajcie na śnieg (chyba że u was farciarze się nie roztopił .__.), pijcie kakałko i nigdy nie logujcie się na tym samym forum, co wasza walnięta przyjaciółka O.O (tak, Meari jutro zginie i ona dobrze o tym wie). no i oglądajcie Bleacha! *o*
Zapraszam do lektury! ;D
"Serce z marcepanu"
Był sobie raz pewien chłopak. Chodził jeszcze do liceum, gdy los
postanowił zrobić mu na złość i do domu obok niego wprowadziła się dziewczyna z dość porywczym charakterkiem.
Wylądowała w jego klasie, zaczęli więc spędzać ze sobą sporo czasu. Wracali
razem ze szkoły, na przerwach czy przy obiedzie trzymali się razem. Z punktu
widzenia postronnego obserwatora mogli wyglądać jak para. Ci znający ich bliżej
szybko przekonali się, że nie takie relacje ich łączą i uważali po prostu za dobrych
przyjaciół. Tak naprawdę sytuacja była bardziej zaplątana. Tych dwoje
łączyła pewna umowa. Oboje zakochani byli w kimś innym.
-Zawrzyjmy układ - padło kiedyś z jej ust. - ja pomogę tobie, a ty mi i oboje zdobędziemy tych, na których nam zależy.
Brzmi jak początek kiepskiego romansu, prawda? Możliwe i autorka doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Rzecz w tym, że w prawdziwym, drętwym romansie on i ona zakochaliby się w sobie i porzucili miłość o którą walczyli, gdy pod nosem mieli "tego jedynego".
W pewnym sensie tak się stało... Chociaż nie całkiem.
Pewnego wiosennego dnia, między dziewczyną a jej miłością zaiskrzyło. No, nawet nie zaiskrzyło. Chłopak jej marzeń już pochylał się, by ją pocałować, gdy ona nagle zorientowała się… że to nie tak… nic już do niego nie czuje… kocha kogoś innego… tak, JEGO…
-Zawrzyjmy układ - padło kiedyś z jej ust. - ja pomogę tobie, a ty mi i oboje zdobędziemy tych, na których nam zależy.
Brzmi jak początek kiepskiego romansu, prawda? Możliwe i autorka doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Rzecz w tym, że w prawdziwym, drętwym romansie on i ona zakochaliby się w sobie i porzucili miłość o którą walczyli, gdy pod nosem mieli "tego jedynego".
W pewnym sensie tak się stało... Chociaż nie całkiem.
Pewnego wiosennego dnia, między dziewczyną a jej miłością zaiskrzyło. No, nawet nie zaiskrzyło. Chłopak jej marzeń już pochylał się, by ją pocałować, gdy ona nagle zorientowała się… że to nie tak… nic już do niego nie czuje… kocha kogoś innego… tak, JEGO…
Uciekła, nie dała rady spojrzeć mu w oczy. Pobiegła do domu.
Chwilę później usłyszała pukanie do drzwi. Niepewnie uchyliła je i napotkała zaniepokojony wzrok swojego przyjaciela.
- Co się stało?! – zapytał zaniepokojony. Martwił się o nią. Widział
jak biegła…
- Nic… Stchórzyłam… - skłamała. Nie była w stanie powiedzieć mu dlaczego uciekła. Gdy go zobaczyła była już pewna kogo tak naprawdę kocha. – a jak tobie
poszło?
- Podobnie… - westchnął i podrapał się po głowie. Przez chwilę w jej głowie pojawiła się myśl,
która równie szybko znikła.
Może
on też cię kocha?
-Nie,
to niemożliwe… On woli ją!
~*~
Mimo wszystko żyła normalnie. Starała się nie opuścić w nauce, spędzać czas
z przyjaciółmi, również z NIM. Jak gdyby nigdy nic się nie stało. Ale jej
uczucie z dnia na dzień rosło. Pewnego dnia urosło już na tyle, że nie była w
stanie trzymać tego w tajemnicy. Po wielu godzinach rozmyślań, postanowiła po szkole powiedzieć mu o tym. Niestety, jej plan
nie wypalił. Wychodząc zza rogu zobaczyła swojego przyjaciela, z nią. Z tą, do
której wzdychał tak długo, którą – teraz była tego pewna – kochał całym
sercem.
POCAŁOWAŁ JĄ
Tyle wystarczyło, by poczuła, jak jej serce rozpada się na wiele małych
kawałeczków. Bolało..
Jakby jej serce było ze szkła, a teraz, gdy pękło, te fragmenty kuły
ją od środka.
~*~
„twoje
serce nie jest ze szkła (…) W rzeczywistości serca są zrobione z całkiem innego
materiału. (..) Chodzi o materiał znacznie bardziej plastyczny i nietłukący,
który zawsze odzyskuje swój pierwotny kształt. (…) to marcepan!”
[~Kerstin
Gier, „Zieleń Szmaragdu”]
- Yhym, jasne… - mruknęła i odłożyła książkę.
~*~
Biegła przed siebie, nie patrząc pod nogi. Przechodnie ustępowali jej z
drogi przerażeni perspektywą zderzenia się z jej rozpędzonym ciałem. Nogi same
poniosły ją przed dom. Gdy zorientowała się gdzie jest, uśmiechnęła się
szeroko. To się nazywa iść za głosem
serca. Przyprowadziło ją do miejsca, gdzie są ludzie, którzy na pewno ją
kochają.
Nagle zauważyła na chodniku obok swojej stopy mokrą kropkę.
- Deszcz? – zdziwiła się. Niebo nie było dziś zachmurzone, nie zanosiło się na deszcz – Nie.. łzy…
Otarła szybko oczy, po czym otworzyła drzwi udając, że nic się nie
stało. Zdjęła buty i rzucając przez ramię szybkie „cześć” w stronę mamy skierowała się na górę, do swojej sypialni.
Tam rzuciła się na łóżko i rozpłakała na dobre. Płakała kilka godzin. Gdy mama
wołała ją na kolację odpowiedziała, że nie jest głodna. Zresztą nie dałaby rady
teraz niczego przełknąć. Kolejnym powodem było to, że nie chciała pokazać jak cierpi. Nie chce martwić rodziny. Już i tak mają dość problemów.
~*~
Koło 21 po raz pierwszy rozbrzmiała jej komórka. To był on.
Ten,
który woli inną…
Nie odebrała. Tak samo za drugim razem. Nie odpisała na sms-y. Udawała,
że nie istnieje. Bo tak w gruncie rzeczy się czuła.
~*~
Następnego dnia nie poszła do szkoły. Mama uznała, że jest chora.
Pozwoliła jej zostać w łóżku.
Gdy tylko drzwi zamknęły się z trzaskiem za ostatnim z domowników, znów
popłynęły łzy. Płynęły długo, aż w końcu poczuła, że się skończyły.
Tego dnia nie wstała jednak z łóżka. Nie odebrała żadnego z telefonów.
Nie odpisała na żadną wiadomość.
Wstała dopiero gdy się ściemniło. Podeszła do okna, wdrapała na parapet
i zsunęła po drugiej stronie na daszek. Stamtąd zeskoczyła lekko na ziemię.
Powinna wziąć ze sobą jakiś płaszcz, była wiosna, wciąż było chłodno. W takiej
cieniutkiej piżamce nie powinna ruszać się z domu. Nie przejęła się tym jednak,
teraz nic się już dla niej nie liczyło.
Skierowała się powolnym krokiem w stronę rynku, a stamtąd do mostu. Spojrzała w dół na jak zawsze podczas wiosny niespokojny nurt rzeki. Odpychając
od siebie natrętne myśli wspięła się na poręcz i odetchnęła głęboko.
Czy
na pewno chcesz to zrobić?
Odezwał się cichutki głos w jej głowie.
Tak…
Jestem pewna. Myślałam nad tym cały dzień, rozważałam wszystkie za i przeciw…
chcę to zakończyć… - przekonywała samą siebie. Wysunęła prawą nogę do przodu, gotowa do skoku. W ostatniej chwili
zawahała się.
Nie,
to niczego nie rozwiąże…
Zeszła z poręczy i po chwili wahania wyciągnęła z kieszeni komórkę.
38
nieodebranych połączeń
17
nieprzeczytanych wiadomości.
Zaczęła odczytywać. Zorientowała się, jak bardzo martwił się o nią. I
że mimo całej tej sytuacji, na pewno dalej go kocha. I dalej jest jej
przyjacielem. I właśnie to słowo „przyjaciel” jej się nie podobało.
Nie dała rady do niego zadzwonić, nie wiedziała, czy dałaby radę
powstrzymać łzy słysząc jego głos. jedynie wystukała odpowiedź.
Wszystko
ok, musiałam załatwić pewną sprawę. Wybacz…
Po wszystkim wróciła do domu i z przerażeniem odkryła, że w jej pokoju
pali się światło. Mama musiała więc odkryć liścik, który w pośpiechu nabazgrała.
Na pewno strasznie się martwi. Dziewczyna poczuła wyrzuty sumienia. Szybko skierowała
się w stronę drzwi, dopiero teraz zorientowała się, że jest jej strasznie
zimno. Zadzwoniła dzwonkiem, otworzyła jej zmartwiona mama. Gdy tylko ją
ujrzała, zapłakaną w cienkiej piżamce i zniszczonych trampkach sama nie mogła powstrzymać łez, łez szczęścia.
Chwyciła córkę w objęcia, a ona wtuliła się w nią jak małe dziecko. Chwilę
później dołączyli do niej tata i siostra. Stali tak w czwórkę, tuląc się i
płacząc w otwartych drzwiach wejściowych. W przerwach między szlochami rodzice
przepraszali ją za wszystko i przekonywali o tym, jak bardzo ją kochają. Ona
starała się im wytłumaczyć, że to nie ich wina, że już wszystko dobrze i na
pewno sobie poradzi.
~*~
Następnego dnia znów nie pojawiła się w szkole, tym razem była naprawdę
chora. Po „wieczornym spacerku” poprzedniego dnia nabawiła się zapalenia płuc,
teraz przebywała w szpitalu. Po szkole szybko jednak rozniosła się wiadomość,
że dziewczyna już do nich nie wróci. Gdy tylko wyzdrowieje wyprowadza się, ale nikt
nie potrafił powiedzieć gdzie. Podobno jej ojciec znalazł lepszą pracę. Tak na
prawdę to ona podjęła decyzję. Rodzina nie protestowała, wiedziała, że córka
przechodzi ciężkie chwile i starała się zrobić wszystko by jej pomóc.
Lata mijały, a ona cały czas próbowała o nim zapomnieć. W głowie wciąż
miała słowa o sercach z marcepanu, jednak z dnia na dzień coraz bardziej
traciła w nie wiarę.
Nie chcąc martwić rodziny udawała szczęśliwą, stwarzała pozory, że
ułożyła swoje życie. Znalazła przyjaciół, skończyła szkołę, potem studia ,
znalazła dobrą pracę, wyszła za mąż za człowieka, którego nie kochała. Jednak
nie nienawidziła go, a gdyby nie wydarzenia z przeszłości, pewnie mogłaby go
pokochać. To chyba dobrze, prawda? Jednak cały czas nie mogła zapomnieć o NIM.
Wyrył się boleśnie w jej sercu, nie pozwalając starym ranom się zabliźnić.
Wiele lat później dowiedziała się, że ten przez którego wypłakała tyle łez, który rozbił jej serce, od dawna nie jest już z tą, przez
którą tyle wycierpiała. Związał się z inną kobietą.
Czyli
przepuściłam taką okazję… Ale już za
późno… Nic nie zmienię…
Uśmiechnęła się do siebie smutno. Cóż, tak to już w życiu bywa, nie
zawsze dostaje się to czego się w danej chwili pragnie. Jednak gdy się przestanie walczyć, życie podstawi ci to pod nos a ty nawet nie zauważysz Tak jest
zwłaszcza z miłością…
~*~
Po 20 latach, na strychu wciąż tkwił stary album z czasów liceum
zawierający wszystkie ich wspólne zdjęcia. Nie otworzyła go, odkąd wylewając hektolitry
łez skleiła go i schowała. Nawet jej obecny mąż nie wiedział, co się tam
znajduje. Jednak mimo ogromnej ciekawości nie naciskał żony. Wiedział, że jest
dla niej ogromnie cenny więc nie pytał. Tłumaczył sobie, że jeśli będzie
chciała to sama powie.
Nie powiedziała… jednak postanowiła wreszcie do niego zajrzeć. Pewnego dnia,
20 lat po wydarzeniach, które prawie popchnęły ją do samobójstwa, gdy męża nie
było w domu zniosła zniszczony, zakurzony album ze strychu.
Usiadła wygodnie w fotelu i otworzyła go drżącymi rękami. Gdy tylko z
pierwszej strony spojrzała na nią jego roześmiana twarz, poleciały pierwsze łzy
pozostawiając nowe ślady na już zniszczonych przez wodę i czas kartkach.
Kolejne zdjęcia wywołały kolejne strumienie łez. Z trudem przewracała kartki.
Tak doszła aż do okładki i podpisu
W
nadziei, że kiedyś uda się zapomnieć…
Oraz data… Przeraziła się, widząc, że minęło już tyle czasu.
- Czyli jestem aż taka stara? – spytała na głos samą siebie,
uśmiechając się do albumu i ścierając wciąż spływające po policzkach słone krople. Po chwili namysłu chwyciła długopis i naskrobała te
kilka zdań.
Serca
jednak nie są z marcepanu, tylko ze szkła. Kiedy raz pękną, nie da się już
przywrócić im dawnej postaci. Można próbować, ale nigdy nie zapomni się, że się
kocha”
Data,
podpis
Album wrócił na strych. Tam pozostał zapewne do dziś, strzegąc jej
tajemnicy, której nie ujawniła przez całe życie i której miejmy nadzieję, nikt
nigdy nie odkryje.
THE END
Wow *.* Brak słów... Popłakałam się na dobre ...;c
OdpowiedzUsuńWylewam teraz tone łez ;c Jest wgl dziś taki dzień przy którym cały czas becze ... , a ty jeszcze napisałaś takie opowiadanie ... Nie mogło być HAPPY ENDU ? o.O
Co to wgl jest ! Smutne historię mnie prześladują -,-
Ale opko dobre <3 Bardzo bardzo bardzo dobre ! ( Napisałabym więcej ,,bardzo" ale mi się nie chcę , ach jaki ja leniuszek jestem xd Hihi xd )
Pozdrawiam Karolcia^^
proponuję drugoplanowy paring dwóch mężczyzn :3
OdpowiedzUsuńSTOSUJ SIĘ!!!
~z.uchiha